25.1.19

"Tales by the light" sezon trzeci, czyli jak po dwóch odcinkach zostać minimalistą.

Jak część z Was wie, moim głównym hobby, poza pisaniem tekstów na bloga, jest fotografia. Dlatego z olbrzymim zainteresowaniem oglądnąłem pierwsze dwa, dwudziestopięciominutowe odcinki trzeciego sezonu serialu o fotografii "Tales by the light". Poprzednie dwa sezony poruszały wiele różnych tematów, jednak dopiero w trzecim sezonie pojawił się temat, który ścina z nóg i sprawia, że chce się coś w swoim życiu zmienić.

Tym tematem jest praca dzieci w ubogich krajach.

Fotograf Simon Lister wraz z aktorem, Orlando Bloomem (który pełni tu funkcję przedstawiciela UNICEF) przemierzają najbiedniejsze dzielnice azjatyckich krajów, by udokumentować warunki życia kilkuletnich pracowników fabryk. Możemy tu poznać kilkoro maluchów, którzy codzienność wypełniona jest wyszukiwaniem wartościowych rzeczy (takich jak plastikowy widelczyk, albo cała butelka!) na pływającym wysypisku śmieci. Zobaczymy też chłopców, którzy wolą pracować w fabryce balonów (gdzie trują się oparami z farb i gumą), niż w fabryce aluminiowych garnków (gdzie opiłki aluminium zostają w skórze, a huk maszyn jest nieznośny) - ale nie mają wyboru, bo muszą do pracy iść tam, gdzie akurat jest zapotrzebowanie. Spotkamy chłopca, który nosi ciężkie walizki w porcie, o ile ktoś go nie przegoni. Dziewczynkę, która codziennie szuka na torach kolejowych czegoś, co nada się do sprzedaży. Przyglądniemy się pracy młodocianych górników. Możemy też zobaczyć prowizoryczne slumsy otaczające linie kolejowe, po których pociągi poruszają się co 10-15 minut i zagrażają życiu tym, którzy w porę nie zejdą z torowiska.

Simon Lister tłumaczy, że tylko poprzez żywe obrazy można w jakiś sposób odczuć to, jak muszą radzić sobie dzieci w krajach biedniejszych, niż te z cywilizacji zachodniej. Przyznam, że oglądając pierwsze dwa odcinki trzeciego sezonu dokumentu "Tales by the light" można popaść wręcz w odrętwienie. Wystarczy tylko uświadomić sobie to, jak bardzo różnią się nasze wyobrażenia o biedzie, kiedy porównamy to z rzeczywistością ukazaną w reportażu. Kiedy w Europie czy Ameryce zastanawiamy się, czy kupić (bądź pozbyć się!) kolejną parę butów, w Afryce czy Azji ludzie biegają bez butów po wysypiskach w poszukiwaniu czegoś, co pozwoli im przeżyć kolejny dzień.

Minimalizm jako narzędzie do ulepszania własnego życia sprawdza się perfekcyjnie, ale czas, by zacząć pomagać zmieniać na lepsze życie innych, szczególnie tych, którzy nie mają wyboru swojej drogi życiowej. Samo nie-kupowanie nie zmieni niczego, tak samo jak czytanie książek, czy pisanie takich wpisów w internecie. Jako minimaliści powinniśmy czuć się zobowiązani do realnego pomagania innym. Dlaczego? Ponieważ odrobinę wcześniej, niż inni zauważyliśmy, że nadmierna konsumpcja i posiadanie to nie są właściwe drogi do szczęścia i że koncentrowanie się na zaspokajaniu własnych zachcianek, to nie to samo, co zapewnianie sobie bezpieczeństwa. Otwarcie oczu na potrzebujących to kolejny krok do wykonania, by stawać się lepszym człowiekiem. Zdobycie wolności finansowej też nie będzie czymś wyjątkowym, jeśli na tym zechce się poprzestać i żyć tylko dla siebie. Angażowanie się w działanie organizacji niosących pomoc poprzez wolontariat, lub wsparcie finansowe może być natomiast czymś niezwykle poprawiającym jakość życia tych, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w "Disneylandzie", jak opisał naszą zachodnią cywilzację Orlando Bloom, po zobaczeniu warunków życia i pracy dzieci w Azji.

Dotychczas czytałem głównie reportaże książkowe o wydarzeniach mających miejsce w przeszłości, jednak "Tales by the light" zwróciło moją uwagę na temat realnych nierówności w dzisiejszym świecie.

Zobaczcie krótką zapowiedź na youtube, lub jeśli macie wykupiony dostęp do Netflixa, obejrzyjcie całość!

Recenzja serialu dokumentalnego Tales by the light






Brak komentarzy: